
Będąc Bożym pragnieniem
Bliska jest mi duchowość ignacjańska. Jest w niej dużo miejsca na to, żeby pytać siebie o to czego pragnę, co daje mi życie, do czego zaprasza mnie Bóg, w jaki sposób mogę służyć Jemu i moim bliźnim. Dziś jednak dopadło mnie inne, trochę ,,odwrotne” pytanie. Jakie są pragnienia Boga wobec mnie?
Czasem nie wiadomo co robić. Pojawia się jakiś problem, sytuacja, która wydaje się beznadziejna, coś, co nas przerasta. Innym razem- przeciwnie, mamy dużo możliwości do wyboru, świat nagle staje przed nami otworem, opcji, z których można skorzystać jest naprawdę wiele. W obu sytuacjach efekt końcowy jest jednak taki sam- nie wiemy jakie działanie podjąć (raz dlatego, że wydaje nam się, iż każde, które rozpoczniemy i tak zakończy się porażką, a innym razem dlatego, że spośród wielu dostępnych możliwości nie potrafimy się zdecydować na jedną) i stoimy w miejscu. Jak wtedy może wyglądać modlitwa? Cóż, mnie na myśl przychodzą nieustanne pytania, takie męczenie Boga, żeby powiedział co mam zrobić, żeby dał znak, żeby w jakiś cudowny sposób zainterweniował i ,,coś z tym zrobił”. Czy tylko mi śmierdzi to próbą zrzucenia odpowiedzialności za to, co jest naszym głównym powołaniem- a więc za życie? Boże, powiedz mi czego ja właściwie chcę. Pójdę za tym (jeśli to nie będzie zbyt trudne), tylko powiedz o co mi chodzi. Sporo jesteśmy w stanie zrobić, żeby niby poszukać odpowiedzi na te rozterki (od pompejanki, przez pielgrzymkę, na bardzo wyszukanych formach postu kończąc) i żeby jednocześnie nie podjąć realnego i konkretnego wysiłku, który rzeczywiście miałby nas nakierować na drogę, która ostatecznie pomoże nam odnaleźć odpowiedź na pytanie co w danej sytuacji zrobić, jaką decyzję podjąć. Myślę, że dzieje się tak dlatego, że przyzwyczailiśmy się do prostych i niezawodnych rozwiązań, że chcemy pójść na skróty. Jestem jednak coraz bardziej przekonana, że nie tędy droga…
Początek.
Momenty, w których staję przed trudnym wyborem postrzegam jako okazje do zejścia w głąb mojego serca. Do podjęcia wysiłku, który ma zaowocować lepszym poznaniem siebie, swoich mocnych stron, ale też lęków, które mogą mi podcinać skrzydła. To fascynująca podróż. U jej początku leży pytanie, które zadaję Bogu, ale nie po to, aby zmusić Go do udzielenia mi natychmiastowej, gotowej odpowiedzi (co przecież byłoby zaprzeczeniem Jego Miłości, która przejawia się m.in. przez wolność i wezwanie do rozwoju). Jest to pytanie, które zaprasza Boga do podjęcia ze mną wspólnej drogi, a mnie zachęca do tego, żeby zachwycić się nad tym kim jestem i jak On mnie widzi. Pytanie brzmi: Boże, jakie są Twoje pragnienia wobec mnie?
Jedno pytanie- setki myśli, tysiące poruszeń.
To jedno pytanie rodzi kolejne. Skłania do refleksji, które pozwalają na zajrzenie do takich zakamarków serca, które do tej pory były nieznane, można było nie wiedzieć o ich istnieniu. Czasem dopadnie wątpliwość- ja mam być Jego pragnieniem? On może mieć jakieś pragnienia dotyczące mnie? Nie chcę tutaj podawać jakiś sprawdzonych i polecanych rozwiązań na to, jak na te wątpliwości odpowiedzieć. Myślę tylko, że w odpowiedzi na nie warto zapytać siebie: czy myśl o tym, że Bóg może być Kimś, Kto, gdy na ciebie patrzy, to budzą się w Nim konkretne pragnienia (wiem, że to daleko idąca antropomorfizacja, weź to proszę pod uwagę, ale z drugiej strony świat ludzi to jedyny świat jaki znam, dlatego posługuję się takim językiem i obrazem) napawa cię radością i dodaje sił do czynienia dobra? Jeśli tak jest (ja wiem, że w moim przypadku tak jest), to czemu przynajmniej nie dać temu szansy, czemu przynajmniej nie spróbować za tym podążyć?
Pragnienie, a nie oczekiwanie.
Istnieje zasadnicza różnica między tym czy ktoś ma wobec ciebie pragnienia, czy oczekiwania. Świadomość tego, że ktoś czegoś od ciebie oczekuje może budzić poczucie presji. Zaczynasz się zastanawiać czy podołasz tym oczekiwaniom, co będzie jeśli ci się nie uda, co się stanie, gdy odkryjesz, że to jednak nie twoja droga- czy kiedy odmówisz zostanie to zaakceptowane? Oczekiwania nie zostawiają wiele miejsca dla wolności, kreatywności oraz poczucia bezwarunkowej miłości względem osoby, wobec której zostały wysunięte. Inaczej jest z pragnieniami. Myśl, że dzięki tobie w kimś innym budzą się pragnienia jest uskrzydlająca, dodaje wiary w siebie i w to, że możesz polegać na tym, w którym te pragnienia się budzą. Jest to wezwanie do działania, które pozostawia wolność, dodaje otuchy w odważnym poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania, zapewnia o bezinteresownej miłości. To pokrzepiające, prawda? Wiesz, gdy zdaję sobie sprawę, że Bóg jest Tym, Który mówi do mnie: ,,Patrzę na ciebie i budzą się we mnie pragnienia związane z tobą. Chcę cię zaprosić do wspólnej drogi. Co ty na to?”, to moje serce jest pełne wiary i nadziei. Jest pełne pragnień.
To, czym się tu z tobą dzielę jest dla mnie to wciąż wielką i bardzo pociągająca tajemnica. W procesie rozwoju mojej wiary mogę to określić jako coś odkrywczego. Jeśli zostawię to dla siebie, to tylko ja będę z tego czerpać, a jeśli opowiem o tym też tobie, kto wie, może zaczerpniesz z tego coś, co okaże się cenne również dla ciebie.