God hates us all.

God hates us all.

Przez przypadek natrafiłam na utwór grupy Slayer, w którym wokalista wykrzykuje do mikrofonu słowa:

God Hates Us All, God Hates Us All
You know it’s true God hates this place
You know it’s true he hates this race

I choć moje doświadczenie i wiara podpowiadają mi inaczej (Bóg kocha, nie nienawidzi), to jednak mam dużo zrozumienia dla tych, którzy widzą w Nim Kogoś, Kto rozgniewany siecze rózgą (i nie są to słowa żadnej z metalowych piosenek, ale jednej z kościelnych pieśni).

 

 

Początek.

Może zacznę od tego, że na muzyce metalowej nie znam się wcale. Mam w mojej audiotece kilka albumów o cięższych brzmieniach i je sobie cenię, ale żadna ze mnie ekspertka w tym temacie. Towarzyszy mi jednak myśl, że ludzie tworzący tego typu muzykę oraz jej odbiorcy, to osoby przepełnione wrażliwością. Mają szeroko otwarte oczy, widzą cierpienie i beznadziejność ludzkich dramatów. To dzięki nim w sztuce jest miejsce na krzyk i jęk tych, których boli, a których udajemy, że nie widzimy. Czy o czymś tak trudnym jak opłakana kondycja ludzkości można opowiadać inaczej niż poprzez krzyk? To pytanie pozostawię bez odpowiedzi.
Czytam tekst piosenki Disciple (trudno mi zrozumieć wokalistę, więc czytam) i myślę sobie, że żal, zarzuty i cały mrok zawarty w tych słowach są mi bliskie, że je rozumiem, że tak czasem wygląda moje wołanie do Boga… Autor tej piosenki pewnie by się ze mną spierał (a może nie, kto wie), ale ten tekst jest tak autentyczny i tak bezpośrednio skierowany do Boga, że nie potrafię nazwać go inaczej jak modlitwą. Kogo te słowa gorszą niech przestanie czytać już teraz, bo dalej będzie tylko gorzej.

 

 

Zło.

Amos Oz w swojej powieści Judasz napisał:

Prawie wszyscy ludzie przemierzają przestrzeń swojego życia, od narodzin do śmierci, z zamkniętymi oczami. Przecież gdybyśmy tylko otworzyli je na jedną sekundę, zaraz wyrwałby się z nas potężny, straszliwy krzyk, krzyczelibyśmy i krzyczeli, nie przestając ani na chwilę. A jeśli nie krzyczymy dniem
i nocą, to znak, że nasze oczy są zamknięte.

Codziennie wydarza się wiele zła. Zło przynosi cierpienie, na dodatek jest ono krzykliwe i nachalne, chce, by wszyscy o nim wiedzieli, by wszyscy się nim zatruli, by jak najwięcej osób straciło nadzieję, że cokolwiek ma jeszcze sens. Zło działa chaotycznie, strzela na oślep, próbuje trafić kogo popadnie. Ten stan i to, co taka sytuacja mogą spowodować w człowieku dobrze oddają dalsze słowa piosenki:

Pessimist, Terrorist targeting the next mark
Global chaos feeding on hysteria
Cut throat, slit your wrist, shoot you in the back fair game
Drug abuse, self abuse searching for the next high
Sounds a lot like hell is spreading all the time
I’m waiting for the day the whole world fucking dies

Jaka może być odpowiedź na taki pogląd świata, jak zareagować, gdy kogoś przepełnia mrok? Cóż, tutaj przyjmujemy różne postawy, które przynoszą różne (czasem opłakane) efekty. Można to zbagatelizować, powiedzieć, że przecież nie jest aż tak źle, że w sumie żyje się nieźle, po co komplikować. Jest też wersja zarezerwowana dla wierzących, w której to narzędziem do bagatelizacji staje się Bóg, bo przecież On się tym zajmie, ma jakiś plan, wszystko będzie dobrze, a w ogóle to są tzw. ,,sprawdzone” modlitwy, wobec których nawet On jest bezradny- odmówisz je i masz (więcej w tym temacie: https://corkamarnotrawna.blog.deon.pl/2019/07/17/bog-cie-kocha-nie-dziekuje/). Z żadną z osób prezentujących te postawy nie chciałabym kontynuować dialogu o moich rozterkach i fundamentalnych pytaniach, które drążą moje serce. Występowanie podejścia opisanego w drugiej kolejności może skutkować dodatkową, kiepską konsekwencją- wiara i osoby identyfikujące się z konkretnym wyznaniem będą postrzegane w sposób… właśnie taki:

I never said I wanted to be God’s disciple
I’ll never be the one to blindly follow

Ten, który ślepo podąża… Myślę, że nie tego uczy nas Chrystus. Jezus zaprasza nas do zaufania i podążania za Nim, ale nie ma to nic wspólnego z bezmyślnością.

 

 

Bóg jest dobry.

Bycie Jego świadkiem i apostołem jest wynikiem spotkania z Nim. Masz świadomość, że nic lepszego cię nigdy w życiu nie spotkało, więc idziesz za Nim, bo odkryłeś miłość i płynącą z niej siłę i sens. Potem okazuje się, że to coś tak pięknego, że nie możesz tego zachować tylko dla siebie. Wtedy zaczynasz świadczyć, nieść dalej dobrą nowinę. I tutaj dochodzimy do postawy, o którą modlę się dla siebie i która wydaje mi się jedyną sensowną odpowiedzią na ciemność jaka może się znaleźć w sercu człowieka.

Wspomniałam już o tym z jakim zgiełkiem i jazgotem działa zło. Jak to jest z dobrem? Ostanie moje obserwacje uczą mnie, że dobro jest ciche- nie wytwarza hałasu, nie potrzebuje wyrazów uznania, ani rozgłosu, jest konsekwentne i nieustępliwe- stopniowo dąży do tego, aby uzdrowić to, co zostało zranione, nie poddaje się, wie o co walczy, jest delikatne- dlatego przynosi ukojenie, jest bardzo precyzyjne- spotyka się z konkretnym człowiekiem, w zależności od doznanej krzywdy i historii danej osoby będzie działać w bardzo indywidualny sposób. Będzie dążyć do spotkania. Bóg, którego spotkałam i w Którego wierzę jest Bogiem dobrym. To On jest cichy, konsekwentny, nieustępliwy, delikatny, precyzyjny. To Bóg dążący do spotkania. Oto czego uczy mnie Jezus- bycia dobrą. Brzmi banalnie? Już wiem, że na pewno nie jest takie w praktyce. Dobro to też otwartość na drugiego, na innego człowieka, który ma odmienne poglądy, słucha innej muzyki, wierzy w innego Boga lub nie wierzy wcale. Dobro to nie uciekanie się do utartych frazesów w odpowiedzi na trudne i bolesne pytania, ale odwaga spotkania się z nimi, potraktowania człowieka, który się z nimi zmaga na serio i z szacunkiem. Dobro to wyzwanie i wielka przygoda, do której czuję się przez Boga zaproszona.

 

Padają jednak w tym utworze słowa, z którymi zupełnie się nie mogę zgodzić. Dla przykładu:

I reject this fuckin’ race
I despise this fuckin’ place

,,This race” ze swoimi wszystkimi wadami i przywarami nie jest dla mnie tłumem, któremu mogę nadać wspólną etykietę i odrzucić (patrz punkt o Bogu, który jest precyzyjny i tej precyzyjności mnie uczy), ale wspólnotą różnorodnych Osób, które pragną miłości, akceptacji i dostrzeżenia. To fascynujące! Bywamy źli, bywamy też dobrzy… Jesteśmy skomplikowanym cudem, czasem trudnym do zniesienia, ale uważam, że nie tędy droga, aby nas odrzucać. I jeszcze ,,this place”- widziałam na tym świecie wiele dobra, wiele cudowności i niezwykłości, dlatego w przeciwieństwie do Autora tekstu nie uważam tego miejsca za jednoznacznie… Sami wiecie 😉

 

 

Your email address will not be published. Required fields are marked with *.